Jesienno-zimowe romantyzowanie życia
Ostatni czas w moim życiu jest szalony. Chociaż równocześnie kolejne dni są dość przewidywalne. Czy można trwać w zawieszeniu i szaleństwie równocześnie?
Oczekiwanie na pojawienie się małego, nowego człowieka w rodzinie to emocjonalny, psychiczny i w zasadzie fizyczny rollercoaster. Pisanie z kolei uspokaja, pomaga zebrać myśli, uporządkować to, co wydaje się chaosem. W takim razie dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Jak zwykle - czasami najbardziej oczywiste pomysły przychodzą nam do głowy na sam koniec. Zatem aby się na chwilę oderwać od wszystkich list i planów, teleporad, wizyt lekarskich, tworzenia w głowie scenariuszy jak może potoczyć się kolejny dzień... Postanowiłam coś napisać, o tym ostatnio modnym "romantyzowaniu" - szczególnie wspominanym jesienią, kiedy niesprzyjająca aura faktycznie aż się prosi o lekkie podkolorowanie sobie atmosfery.
Bo romantyzować można ponoć wszystko, nie tylko jesień, ale życie generalnie.
Romantyzowanie ma historię dłuższą niż trendujące na ten temat tik-toki. Obserwatorium językowe UW opisało to jako próbę przedstawienia trudnych i kłopotliwych rzeczy, sytuacji i okoliczności jako lepsze niż są, wyobrażanie sobie ich jako lepszych, próba zignorowania tych trudności i skupienie się na tym co dobre.
Ciekawe? Jednak romantyzowanie, które ostatnio staje się popularne to coś odrobinkę innego. To podejście związane z koncepcjami psychologii pozytywnej, zakładające bycie obecnym w danej chwili, docenianie drobnych przyjemności codziennego życia - skupienie swojej uwagi na pozytywnych aspektach tego, co nas spotyka. Co więcej chodzi o zatrzymanie się, czyli troszkę nawiązujemy tu do modnego kilka lat temu SLOW live, skupienie się na tym co się dzieje i cieszenie się tym. Dodatkowo romantyzowanie będzie polegało na tym, żeby w codzienności robić małe rzeczy, które sprawiają, że czujemy się lepiej, dawanie sobie małych przyjemności i poczucia uporządkowania myśli i życia.
Można by tak wiele teoretyzować, ale może lepiej całość zobrazują przykłady. Zamiast pić kawę/herbatę z przeciętnego kubka możemy napić się jej z pięknej filiżanki schowanej w głębi kredensu, czekającej na "specjalne okazje", które nie nadchodzą. Odkładanie najlepszych ubrań na wyjątkowe momenty? A może by tak ubrać tę ładną bluzkę, czy apaszkę już dzisiaj, po prostu na spacer albo na zakupy do Biedronki? To takie drobiazgi jak wywietrzenie mieszkania i zapalenie świecy, znalezienie czasu na journaling, wywołanie i powieszenie na ścianie zdjęć z przyjaciółmi, kupienie sobie w Pepco nowego wazonu i świeżych kwiatów, które go wypełnią. Zamiast na szybko zalewać kawę rozpuszczalną - może poświęcić kilka minut na zaparzenie sobie lepszej kawy w kawiarce, albo w dripie? Może zamiast chipsów pokroić sobie kolorowe owoce do miseczki? Chociaż to, co mnie osobiście podoba się w koncepcji romantyzowania, to że każdy może cieszyć się z tego, co chce, więc jeśli dla Ciebie czymś pozytywnym będzie miska chipsów - go for it ;)
Mnie dodatkowo kojarzy się to z "zatrzymaniem się", skupieniem na tym co jest teraz, dostrzeżeniu tego co piękne, przyjazne i pozytywne, na stwarzaniu okazji do takiego małego zachwytu nad różnymi rzeczami, zwolnieniu tempa i spojrzenia z innych perspektyw na to, co się dzieje.
Czy to nie jest trochę bycie oderwanym od rzeczywistości? Czy to nie jest myślenie życzeniowe? Czy to nie jest może ignorowanie problemów i uciekanie od nich w jakieś "mało istotne" codzienne sprawy? Czy to nie jest dziecinne, infantylne cieszenie się głupotami, zamiast zajmować się tym, co naprawdę w życiu ważne?
Czy powinnam skupiać się na drobiazgach, kiedy życie czeka na zrealizowanie? Kiedy są większe plany, inwestycje, cele do osiągnięcia?
Zadałam sobie te pytania i uznałam, że cieszenie się codziennością, przy równoczesnej realizacji planów i celów jest trudne, ale satysfakcjonujące równocześnie. Bo czy nie mogę cieszyć się zapaloną świeczką, ciepłym kocykiem na ramionach i skarpetkami w kwiatki podczas gdy siadam do laptopa i wykonuję swoją pracę, uczę się lub tworzę? Czy nie mogę pracować nad swoimi sportowymi celami - przebiec 5 km i się nie udusić, jednocześnie ciesząc się piękną jesienną pogodą i muzyką w słuchawkach? Czy romantyzowanie to uciekanie od problemów? Nie. Ale to umiejętności nabrania do nich dystansu, znalezienie dla siebie chwili, kiedy nie daję się im przytłoczyć i skupiam się na tym, co dobre, po to żeby nabrać świeżego spojrzenia. Czy to bycie dziecinnym i cieszenie się z głupot? A czy życie, nie składa się w większości z drobiazgów? Jak często dzieją się w życiu sprawy przełomowe? Wydaje mi się, że nie codziennie, a więc życie składa się z tych małych rzeczy.
Kilka moich pomysłów na romantyzowanie jesienno-zimowego okresu tego roku:
- Krótkie i dłuższe spacery - z psem lub samemu. Szczególnie teraz, kiedy spadł śnieg - oglądanie jak mój pies szaleje w śniegu, cieszenie się tą jej nieograniczoną radością i energią, patrzenie jak zjada śnieg i goni płatki śniegu.
- Wietrzenie mieszkania, aż okna przestają być zaparowane i powietrze jest świeże, a potem zapalenie świecy albo kominka z eukaliptusowym olejkiem.
- Zapalanie lampek po zmroku - który teraz jest dość szybko.
- Zakup skarpetek w świąteczne motywy w pepco i noszenie ich wbrew sobie po domu (nowe rzeczy powinno się nosić najpierw poza domem - takie mam myślenie).
- Odkrywanie szerokiego asortymentu "słodyczy" bez dodatku cukru i szukanie takich, po których nie skoczy mi glukoza - cieszę się bardzo od kiedy okazało się że chlebek bananowy na mące owsianej i erytrolu jej nie podnosi za mocno :)
- Robienie list zakupów ze zrzutami ekranu z aplikacji Lidlowej dla M., kiedy nie mogę sama iść na zakupy :)
- Notowanie ciekawych i uczących mnie czegoś nowego myśli z Biblii - zakreślanie i zaznaczanie ich kolorem.
- Odkrywanie nowej muzyki na spotify i tworzenie różnych playlist na róże okazje.
- Przeglądanie ofert w sklepach z rzeczami dla dzieci i dla mam, robienie wishlist na "potem".
Źródło: https://pl.pinterest.com/zycieproste/romantiziced-live/ |
A co Wy myślicie o romantyzowaniu? :)