Moje blogowe błędy i dlaczego nie było mnie tu 2 lata?

Moje blogowe błędy i dlaczego nie było mnie tu 2 lata?

 




Był czas kiedy prowadzenie bloga, było dla mnie czymś bardzo ważnym, co robiłam w wolnych i w zajętych chwilach. Dużą motywacją było dla mnie pisanie i prowadzenie Instagrama, fanpage'a na Facebook'u, sprawdzanie danych w Google Analitics i opisywanie swoich spostrzeżeń w moich dwóch pracach dyplomowych. Miałam wtedy wsparcie znajomych ze studiów i spoza nich, którzy czytali moje wpisy i wysyłali do mnie motywujące wiadomości. 

Zdarzały się komentarze od osób, których nie znałam, dotyczące tego o czym pisałam, potwierdzenie, że myślą podobnie albo polemika z moimi tekstami. Wtedy czułam, że to, co piszę dociera do kogoś, gdzieś, w jakiejś nieokreślonej internetowej przestrzeni...Że może to co piszę, na kogoś wpływa, ma jakąś szansę na pozytywne oddziaływanie? 

Kiedy skończyłam swoje pierwsze studia - dziennikarstwo i komunikację społeczną - przestałam mieć bieżący kontakt z ludźmi, którzy byli tymi tematami tak samo zafascynowani jak ja. Byłam też zmęczona tym, że musiałam wbrew sobie i swoim naturalnym odruchom wstawiać codziennie nowe zdjęcia i relacje na Instagram. Co więcej, zaczęłam się mocno krytycznie oceniać, każdy tekst, który powstawał przechodził tak ostrą krytykę... a właściwe samokrytykę, że większość z nich nie została opublikowana. Zaczęłam bardziej przejmować się tym, co ktoś pomyśli, niż tym, co ja chcę powiedzieć i co mi daje prowadzenie bloga... 

Moje blogowe błędy to skupienie się na statystykach, szukanie ciągle potwierdzenia i aprobaty nieznajomych w internecie, porównywanie się z innymi, odnoszącymi sukcesy blogerami, strach przed pisaniem o tym, w co wierzę i do czego mam przekonanie, aby nie zostać źle odebraną, skrytykowaną i ocenioną. 

Myślałam, że prowadzenie bloga jest po to, żeby zdobywać coraz więcej odbiorców, mieć coraz większe zasięgi, znajdować możliwości współpracy, zarabiać na tym, być popularnym i rozpoznawalnym, jeździć na blogowe eventy i żyć na ciągłej fali niekończącej się blogowej inspiracji. 

Okazało się, że to nie było to, czego szukałam, chciałam i przede wszystkim potrzebowałam. To co dawało mi blogowanie, to co najbardziej w nim lubię to kiedy tworzę wpis i jestem dumna, bo napisałam to co myślę, to w co wierzę i może ktoś zainspiruje się tym, a może nawet komuś to pomoże. 
To przyjemność z dobierania zdjęć do treści, edytowanie wpisu, szukanie muzyki, która oddałaby to, o czym piszę. 
Najlepsze w blogowaniu, to kiedy piszę to, co chcę i przeglądam gotowe wpisy, widzę komentarze od kogoś, kto naprawdę przejął się tym, co przeczytał. 

Chciałabym wrócić do pisania z przyjemnością, a nie z przymusu. Chciałabym pisać o tym co przeżywam, o tematach, które potrzebuję przemyśleć i ułożyć, a pisanie jest na to najlepszym sposobem. Chcę znowu porządkować swoje myśli w formie wpisów, do których kiedyś wrócę i zobaczę jaką drogę przeszłam do tego miejsca. 

Czy każdy wpis musi być tak filozoficzny, pełen rozmyślań? Nie, ale też nie każdy musi być zawsze "przydatny", bo nie wszystko w życiu musi być praktyczne - czasami według Marie Kondo może po prostu dawać radość, albo mieć wartość sentymentalną.  I takim miejscem chciałabym się dzielić - takim, które czasem jest źródłem czegoś przydatnego, czasem czegoś pięknego, a czasem po prostu sentymentalnego. 

Przez te dwa lata nauczyłam się wielu rzeczy, ale też w wielu kwestiach jestem taka sama... Czy wracam z taką samą regularnością? Podejrzewam, że nie. Ale chcę bywać tu częściej i czerpać z prowadzenia bloga to, co najlepsze. A jeśli ktoś też znajdzie tu coś wartościowego dla siebie - to tym lepiej! 








Copyright © Życie Proste , Blogger