Kiedy z Panny zmieniasz się w Panią...
- Szczerze mówiąc jedną z trudniejszych kwestii zaraz po ślubie był mój kompletny brak doświadczenia w sprawach "dorosłych", czyli wiecie - mieszkanie, opłaty itd. Na szczęście M. ogarniał to wszystko, bo już mieszkał sam :) Ja z kolei byłam tym okropnie zestresowana, nie miałam pojęcia jak się co załatwia. To jednak szybko nadrobiłam i teraz już nie mam z tym problemów :)
- Przestawienie się na "bycie panią domu" trochę mnie uderzyło, szczególnie, że przed ślubem nie mieszkałam sama, ale wyprowadziłam się prosto od rodziców. Planowanie zakupów, czasu na sprzątanie i innych tego typu rzeczy na początku nie szedł mi za dobrze... nie uważam, żebym przed ślubem była aż taka niesamodzielna, ale jednak zawsze byłam tą osobą, która "pomaga" rodzicom, a nie tą, która zarządza takimi sprawami. Tuż po ślubie koszmarnie planowałam zakupy, przez co albo musiałam iść do sklepu 5 razy, bo zawsze mi czegoś brakowało, albo wydawałam na nie zdecydowanie więcej niż mogłabym, gdyby były dobrze zaplanowane...
- Przestawienie się z "ja" na "my" też było wyzwaniem. Trochę czasu zajęło mi przyzwyczajenie się, że nie mam "swojego pokoju" a mamy "nasz pokój" i "nasze mieszkanie". Chociaż oczywiście każdy miał jakiś swój kąt, w którym miał swoje rzeczy, jakieś miejsce do pracy itd, to jednak chwilami brakowało mi mojego pokoju...który miałam urządzony w 100% pod siebie i naprawdę go lubiłam :P (to był bardzo przyjemny pokój!)
- To samo tyczyło się wspólnego spędzania czasu i wyjść. Co prawda przed ślubem spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, jednak więcej było wyjść osobno. Po ślubie raczej zapraszani byliśmy razem, a rzadziej osobno. Czasem gdzieś nas nie zaproszono - bo na imprezce byli sami single :P W sumie, nie dziwię im się, ale trzeba było to przeskoczyć. Na całe szczęście moje niezawodne przyjaciółki wyciągają mnie często samą i teraz wszystko jest już w równowadze :)
- Nasze odmienne nawyki i przyzwyczajenia, które czasem doprowadzały mnie do szału... Przez pierwsze miesiące co chwilę ktoś był zdziwiony, jak "dziwne" zwyczaje ma druga osoba... i to od dużych, po tak małe jak inne metody układania naczyń na suszarce :D
- Trudno było skupić się na zajmowaniu się domem, dbaniem o relację, pracy i kończeniu studiów jednocześnie. To chyba coś, co odczuwają własnie młode pary, biorące ślub. To naprawdę sztuka pogodzić te wszystkie sprawy.
- Okej, z początku to całe pranie, sprzątanie i ogarnianie domu mi nie wychodziły, jednak po czasie wypracowałam sobie nawyki i sposoby, żeby to wszystko sobie ułatwić. Nauczyłam się też pamiętać o rzeczach, które mi na początku uciekały - ostatecznie więc, same korzyści! Nie powiem, żeby teraz mój "system" był idealny, ale działa całkiem nieźle, nie chodzimy głodni i nie muszę biegać do sklepi milion razy, bo robię bardzo dobre listy! :D
- Małżeństwo uczy kompromisu i sztuki (trudnej) odpuszczania. Każdy kto jest, lub był w związku wie, że czasem są takie dni kiedy druga osoba denerwuje nas samym oddychaniem (czy tylko kobiety tak mają?). Ja jestem szczególnie niecierpliwa w tym zakresie, kiedy mam zły dzień to... bez kija nie podchodź jak to mówią. Ale coraz częściej udaje mi się w takich momentach odpuszczać, wziąć kilka oddechów, odwrócić się i nie wybuchać, ani nie złościć się o pierdoły.. Mam nadzieję, że M. by to potwierdził.. naprawdę się staram. Może ktoś powie, że to żadna zaleta.. cóż, dla mnie tak, bo szlifowanie swojego charakteru to ważna sprawa :)
- Bycie żoną dodało mi odwagi. I może to brzmi śmiesznie, ale to nie chodzi o szukanie swojej wartości w drugiej osobie, nic z tych rzeczy. Po prostu świadomość, że zawsze znajdę w drugiej osobie wsparcie, że po długim dniu mogę wrócić do domu i się do niej przytulić (oczywiście jak już pozmywam naczynia :D) i że ona stanie za mną murem, bo tak robi się w małżeństwie. No i jak już mam z głowy ten cały młyn ze ślubem mogę skupić się na innych rzeczach :)
- Zawsze mam parę na wesele. I na sylwestra. I andrzejki...i urodziny cioci. Na każdą okazję. Ja wiem, jak ktoś ma chłopaka to też ma. Ale wiecie...jak ma się męża, to jest taka dożywotnia umowa i wiem, że do końca życia nie będę już musiała szukać pary i stresować się pytaniem kogoś o towarzyszenie mi! :)
- To są w dużej mierze małe rzeczy. Czasami krótkie chwile, które nadają temu wszystkiemu sens. Na przykład kiedy wracam wieczorem z daleka a w domu czeka na mnie kanapka, albo kiedy boli mnie głowa i M. idzie 25 minut w jedną stronę żeby kupić mi Bubble Tea na pocieszenie. To są te momenty, kiedy mówimy to samo, albo kiedy przymykamy oko na dziwne nawyki drugiej osoby. To jest też świadomość bycia z osobą, którą dał mi Bóg - ja tak to widzę - i pewność, że to ta właściwa osoba, brak wątpliwości i to, że wiem, że cokolwiek przyjdzie przejdziemy to razem, bo połączyło nas coś więcej niż zauroczenie - wspólna wiara i przekonania. Tego życzę każdemu, aby osoba z którą się zwiąże wyznawała to, co on/ona. :) Bo to robi różnicę.
- M. chciał dodać punkt od siebie i według niego dużym plusem bycia po ślubie jest to, że nie trzeba już się martwić szukaniem dziewczyny i uganianiem się za nimi. Ma się już tą jedną jedyną, dla której trzeba się starać, ale im lepiej ją poznajesz tym lepiej będzie to wychodzić.